Roger Teach
Roger w pośpiechu wyrzucał z siebie
rozkazy:
-Rozwinąć żagle! Odciąć cumy! Podnieść
kotwicę!
Załoga nie musiała czekać na
polecenia. Każdy uwijał się, jak w ukropie, żeby tylko jak najszybciej opuścić
przeklęty port w Aradzie. Marynarze byli już na skraju wyczerpania. Cały dzień
spędzili na wiosłowaniu i przeklinaniu bezwietrznej pogody. Do portu udało im się
dobić tuż przed zapadnięciem zmroku i już w parę chwil później zmuszeni zostali
do ucieczki. Na morzu spędzili ostatnie trzy miesiące i z radością oczekiwali
wieczoru w karczmie na suchym lądzie. Ich plany zrujnowało jednak przybycie
smoka.
Bestia lądowała właśnie na plaży,
nieopodal portu. Na dachu pobliskiej tawerny zebrało się kilku strażników
miejskich, którzy wypuszczali raz za razem serię strzał z łuku. Żaden z
pocisków nie był w stanie przebić się przez łuski gada, ale zwrócili na siebie
jego uwagę. Smok zionął na strażników ogniem, nie dając im szans na przeżycie.
Zapaliły się pobliskie budynki.
Plaża zaroiła się od ludzi
uciekających w stronę portu. Także do Argo, statku Rogera, zdążyli już dobiec
pierwsi uciekinierzy. Kapitan przeklinał opieszałość swoich podwładnych, którzy
nie zdążyli jeszcze wsunąć trapu. Po chwili statek zalała masa ludzi.
-Zjeżdżać, nie mamy jedzenia! Wsunąć
trap! Szybciej, odpływamy! – Roger cały czas pospieszał załogę.
Rzucił
okiem przez ramię, na smoka i zamilkł zdumiony. Przed bestią stał mężczyzna w
pełnej zbroi i z wyciągniętym mieczem. Wyraźnie rzucał mu wyzwanie. Smok zionął
ogniem, jednak śmiałek przeciął płomień jednym cięciem miecza! Co więcej, jego broń
zdawała się pochłaniać smoczy ogień. Rycerz z płonącym mieczem rzucił się do
ataku na gada. Zanim jednak zdążył wyprowadzić cios, smok pochwycił go swoją
łapą. Kilkoma machnięciami ogromnych skrzydeł uniósł się w powietrze i rzucił
wojownikiem w stronę zatoki.
Rycerz
uderzył w Argo, twardo lądując na pokładzie. Siła uderzenia wygięła zbroję
płytową na jego plecach i strąciła z głowy hełm. Dookoła niego zebrał się tłum
ludzi, wśród nich także kapitan statku.
-Oho,
przecież to „Płonące Ostrze” Ace. Co za idiota. – Rozejrzał się po pokładzie – Co
to za zbiegowisko. Tony, zajmij się nim. A reszta niech w końcu ruszy tę łajbę
w morze.
-Wszystko
już jest gotowe, kapitanie.
-No w końcu, odpływamy!
Ludzie
wciąż stojący na brzegu zareagowali oburzeniem na zepchnięcie trapu ze statku.
Część z nich wpadła do wody. Argo manerwrowł ku wyjściu z portu nabierając
prędkości.
Roger
podbiegł na rufę, aby ostatni raz popatrzeć na smoka. Bestia powoli niszczyła
kolejne budynki na wybrzeżu. Część z nich paliła ogniem, inne rozbijała grubym
jak drzewo ogonem. Załogi innych statków w pośpiechu odrzucały cumy i ruszały w
ślad za Argo. Nagle Roger dojrzał lecącą w stronę jego statku skrzydlatą
postać.
-Harpia,
czy co za cholerstwo? – mruknął do siebie i bez zbędnego namysłu wyciągnął zza pasa
pistolet. Jego broń w niczym nie przypominała prochowych urządzeń. Została
skonstruowana wiele lat temu, przez magicznego kowala Toma Swattona. Była
srebrna, błyszcząca i z lufy wyrzucała krótkie wiązki światła.
Roger
wycelował starannie i nacisnął spust. Nadlatująca postać zgrabnym zwrotem
uniknęła pocisku.
-Nie
strzelaj „Królu Piratów”. To ja! Raleon! – krzyknął mag.
Roger
zawahał się przed kolejnym strzałem. Przyjrzał się bliżej i rozpromienił na
widok znajomej twarzy.
-He
he! Jeszcze ciebie tutaj dzisiaj brakowało. Ląduj psubracie – Roger uśmiechnął
się szeroko.
Skrzydła Raleona rozpłynęły się w
powietrzu parę metrów nad statkiem. Mag spadł na pokład, obok niego zgrabnie
wylądowała kobieta, która do tej pory trzymała się jego pleców.
-Kto to jest?
-Uzdrowicielka. Pomogła mi, więc wyniosłem
ją z miasta. Myślę, że ją polubisz.
Roger dopiero teraz zwrócił uwagę na
stan przyjaciela. „Zaklinacz” miał na twarzy wiele siniaków i zadrapań, wybite
dwa zęby i ręce skute kajdanami za plecami.
-Kapitanie,
szybko. Lord Ignis umiera! – Roger usłyszał krzyk Tony’ego, lekarza okrętowego.
-Co z nim?
-Ma
złamany kręgosłup, rozbitą czaszkę i rozwalone bebechy. Ledwo dycha.
-No
to, co ja ci poradzę. – Roger wzruszył ramionami – Wywalcie go za burtę…
-Ace
Ignis? Jest tutaj? Ranny? – zapytała delikatnym głosem uzdrowicielka –
Zaprowadź mnie do niego – poleciła Tony’emu.
-Kapitanie?
-Zaprowadź
ją, może coś pomoże – uzdrowicielka pobiegła za lekarzem. Kapitan zwrócił się
do maga – Ty to zawsze wiesz gdzie znaleźć najlepszą dupę w mieście. Hahaha! –
roześmiał się rubasznie.
-To
tylko jeden z moich rozlicznych talentów – Raleon nagle spoważniał – chodźmy do
twojej kajuty, musimy pogadać.
-Właśnie,
właśnie – ruszyli, przeciskając się przez tłum – widzę, że zakończenie sezonu w
tym roku obchodzicie wyjątkowo hucznie. I na co ci te kajdany? Co się dzieje?
Kapitan
otworzył drzwi do swojej kajuty i zasiadł w bogato zdobionym fotelu. Swojemu
gościowi wskazał o wiele mniej wytworne siedzenie po drugiej stronie solidnego,
dębowego stołu. Stół zarzucony był mapami morskimi i stertami papierów.
-Dawno
tu nie byłem – zauważył Raleon. – Gdzie się podziała cała broń?
-Zostawiłem
wszystko na Zemście Królowej Anny. Marynarka robi się ostatnio strasznie
nerwowa. Moje statki przeszukują za każdym razem, chociaż już z dziesięć lat
nie piracę.
-Podziwiam
upór, chociaż nie wiem, jak można się wyrzec takiej łatwej kasy. Ale nie teraz
o tym. Słyszałeś coś wcześniej o tym smoku?
-A
skąd. Inaczej bym nie przypływał.
-Myślę, że mogę wam pomóc, firyar. O ile wy pomożecie mi –
powiedziała wysoka postać, wychodząc z cienia.
-Elf! – Roger poderwał się z krzykiem,
wyciągając broń. – Skąd się tu wziąłeś?
-Spell Style:… – Raleon wydobył kartę z
tylnej kieszeni, jednak niedane mu było dokończyć zaklęcia.
-Nawet nie próbuj – elf mierzył do
Raleona z łuku. Grot strzały znajdował się pół metra od twarzy maga. Z tej
odległości nie mógł spudłować. – Ty też hesto
odłóż broń. Jestem mellon, eee….
przyjaciel.
Żaden z mężczyzn nawet się nie poruszył.
-Czego tu chcesz?
-Widzieliście smoka, ñwe? Chcę go zabić.
-No to śmiało. Wiesz, gdzie jest –
zakpił Roger.
-Głupi firya. Sam nie dam rady. Potrzebuję pomocy, hossë… armii.
-Czy ja ci wyglądam na jakiegoś króla?
Skąd mam wziąć armię?!
-Masz statek i swoich firyar. Wystarczy – oczy elfa zabłysły
zielonym blaskiem.
-I myślisz, że oddam ci za darmo moich
ludzi?
-Za darmo? Lá, zdobędziemy Smoczy Skarb – w oczach elfa można było dostrzec
zielone ogniki.
-Skarb mówisz. Jak chcesz się podzielić
jednym życzeniem?
-Lá,
lá… Ten smok złoży jaja.
Raleon osunął się na krześle.
-Ten elf używa jakiejś magii. Słabo mi…
Nie słuchaj go, Roger.
Drzwi do kabiny otworzyły się
gwałtownie.
-Kapitanie, raport… – zakrzyknął Kidd,
pierwszy oficer Argo. – Oho, impreza widzę. Chłopaki chodźcie tu!
Marynarze słysząc polecenie, zaczęli
się zbierać wokół dowódcy. Elf westchnął zrezygnowany i opuścił łuk. Strzałę
schował do kołczana na plecach.
-Bierzcie go – rozkazał Roger.
***
Ace powoli otwierał oczy. W całym ciele
czuł paraliżujący ból. Pomimo otwartych oczu widział wyłącznie ciemność.
Dopiero po dłuższej chwili był w stanie skupić wzrok. Obrócił głowę i dostrzegł
siedzącą na krześle odzianą w biel kobietę o nieziemskiej urodzie.
-Czy ja… umarłem? – wyszeptał z trudem –
Anioł?
-Hi hi hi – rozległ się perlisty śmiech
– proszę nie żartować, panie. Jestem Susan, uzdrowicielka. Jak się pan czuje?
-Jak po… ciosie… – każde słowo sprawiało
Ace’owi ból. Nagle coś sobie przypomniał – Smok!
Próbę uniesienia na łóżku przypłacił
kolejną falą bólu. Susan poprawiła mu kompres na czole i przyłożyła dłonie do
boku, mrucząc śpiewnie. Ból błyskawicznie zelżał.
-Proszę leżeć, panie. Jesteśmy na
statku, na morzu Purgańskim. Smok został daleko za nami.
Rycerz chwycił Susan za rękę.
-Przestań z tym… „panem”. Jestem Ace –
uśmiechnął się słabo. – Uratowałaś mnie… dziękuję.
-To nic takiego, panie, to znaczy Ace –
Susan błogosławiła w tym momencie półmrok panujący w kajucie, dzięki któremu
nie było widać rumieńców na jej twarzy.
Drzwi kajuty otworzyły się powoli i do
pomieszczenia wszedł Raleon.
-Susan, kapitan prosi wszystkich na
pokład. O, Ace Ignis! Obudziłeś się w końcu. Dasz radę wyjść na górę?
-Zwariowałeś? Nie widzisz, w jakim jest
stanie? – odpowiedziała za Ace’a Suzan.
-Hmm, no tak. Zaraz coś poradzę – Raleon
wyjął z kieszeni talię kart. Szybko je przewertował i wybrał dwie. Pobiegł na
pokład i wrócił po minucie.
-Spell Style: Spell Calling –
wypowiedział, trzymając kartę w ręce. Na łóżku obok Ace’a pojawiła się
kryształowa kula na złotej podstawie. Raleon widząc zdumione miny towarzyszy,
zabrał się za wyjaśnienia.
-Wykorzystałem jedną z moich kart,
Contact, do umieszczenia na pokładzie czegoś na zasadzie nadajnika. Spell
Calling pozwala mi się z nim połączyć oraz odbierać obraz i dźwięk.
Jakby na potwierdzenie jego słów w
kryształowej kuli pojawił się pokład Argo i rozległy się dźwięki wrzawy. Usta
Susan ułożyły się w literę O. Natomiast na twarzy Ace’a wyraz skupienia
zastąpił grymas bólu.
-Nigdy nie… widziałem… takiej magii. Nie
było jej… w Akademii. Arcymagowie… przyjdą po ciebie.
-Eh, powiedzmy, że na razie mam od nich
spokój. Patrzcie, Roger przemawia.
***
Stojący na mostku kapitańskim Roger
spojrzał na mrowie ludzi kręcących się po pokładzie. Pięćdziesięcioosobowa
załoga Argo stanowiła niecałą połowę z nich. Większość była uciekinierami z
Aradu, wśród nich wiele kobiet i dzieci.
-Uciszcie się – krzyknął Wiliam Kidd i
dla wzmocnienia przekazu zastukał drewnianą nogą w pokład. – Kapitan chce
mówić.
Tłum zwrócił się z zaciekawieniem w
stronę Rogera.
-Jutro dobijamy do Insuae. Tam zostawię
wszystkich, którzy mi się nie przydadzą w dalszej podróży. Już i tak
wystarczająco jedzenia mi zeżarliście.
-A dokąd płyniemy „Królu Piratów”? –
rozległy się głosy z tłumu.
-Celem Argo jest Malum i port w Królestwie
Gaio. Tam połączymy się z resztą floty. A ostatecznym celem jest…– tutaj
zawiesił głos i spojrzał na elfa Pilina stojącego w pierwszym rzędzie zebranych
– gniazdo smoka i Smoczy Skarb.
Wśród tłumu rozległy się zduszone
okrzyki i szepty. Wśród nich dało się usłyszeć słowa bogato odzianego
nastolatka, który zwracał się do ogromnego Nigrumczyka:
-Zobacz Bellatorze, czyli to tak
rozpoczyna się wyprawa po głowę trzynastego smoka.
„Czarny Żołnierz” uśmiechnął się szeroko
w odpowiedzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz