piątek, 10 lutego 2017

Rozdział IV

Bellator Tenebris


            Bellator podczas podroży na zgrupowanie cesarskiej armii, nie mógł wyzbyć się wyrzutów sumienia. Kolejny raz w swoim życiu wyruszał na wojnę, jednak po raz pierwszy opuszczał swoich synów. Przed oczami wciąż miał twarze dwuletnich bliźniaków. Wspominał też żonę, żegnającą go ze łzami w oczach. Jednak wojna dla Bellatora była czymś więcej niż obowiązkiem. Wiedział, że właśnie do tego jest stworzony.
            W swojej pierwszej bitwie brał udział jeszcze przed skończeniem jedenastego roku życia. Miało to miejsce podczas Wielkiej Wojny z państwami Flavo. Władcy z tego kontynentu chcieli podzielić cesarstwo, które wciąż było w fazie scalania podbitych ziem. Cesarz powołał do broni wszystkich mężczyzn zdolnych utrzymać w rękach broń. Bellator, który był już wtedy dobrze zbudowany, został wcielony do piechoty. Wojnę rozstrzygnęła walna bitwa nad Ciepłym Oceanem, w miejscu lądowania wojsk Flavo. Równoliczne armie starły się całodniowej bitwie. Wynik na korzyść obrońców przechylił Cesarz, mag ciemności, który w pojedynkę zabił dwóch czarowników walczących po przeciwnej stronie. Złamało to morale armii agresora i pozwoliło zepchnąć ją do wody.
Głównym osiągnięciem Bellatora w tej bitwie było ujście z życiem. Brał udział w pierwszym szturmie i tylko szczęśliwym trafem nie zginął. Już pierwszy przeciwnik ciął go potężnie w hełm. Od tego ciosu stracił przytomność i obudził się w namiotach uzdrowicieli, dopiero po zakończeniu bitwy.
Przez kolejne piętnaście lat brał udział we wszystkich wojnach prowadzonych przez Cesarstwo. Były to głównie podboje wysp i archipelagów położonych dookoła Nigrum. Co jakiś czas zdarzały się bunty ludności, prowadzone przez opozycyjnych lordów. Polityka wewnętrzna Cesarza opierała się głównie na wyzysku Nigrumczyków i utrzymaniu bardzo kosztownych wojsk, co przysparzało mu wielu wrogów wśród szlachty.
Tym razem celem armii było podporządkowanie archipelagu na Morzu Wysokim. Tamtejszy władca zwrócił się o protekcję do królów z Bonum, co rodziło nadzieje na ciekawą kampanię wojskową. Po raz pierwszy w życiu Bellator mianowany został dowódcą piechoty, co czyniło go jednym z najwyższych dowódców wojsk cesarskich.
W trakcie podróży na północ napotykał wielu wojowników ciągnących w tym samym kierunku. Część z nich stanowili jego kompani z poprzednich wojen, z którymi serdecznie się witał. Po blisko miesiącu podróży stanął u bram Czarnego Portu, miejscu zgrupowania armii.
           
***

            Cesarska flota nie napotykała żadnych wrogich jednostek podczas transportu wojsk na wyspy. Bellator był z tego powodu bardzo zadowolony, nie czuł się pewnie w walkach na morzu. Oprócz tego mógł poświęcić cały wolny czas na przygotowaniu ekwipunku przed kampanią. Pokrył swoją płytową zbroję nową warstwą czernidła. Zaostrzył i wyczyścił swoje dwie katany, na których zawsze polegał w boju. W małej zbrojowni na statku znalazł ząbkowany nóż, który powinien lepiej sprawdzić się w przypadku ewentualnej walki na statku niż półtorametrowe miecze.
            Trzeciego dnia rejsu zerwał się silny wiatr, zwiastujący zmianę pogody. Bellator obserwował marynarzy krzątających się po pokładzie lub wspinających na wysokie maszty. W pobliżu przepływały inne statki transportowe, a w oddali można było dostrzec wielkie, opancerzone galery. Wszystkie statki zbudowane były z ciemnego drewna lub pomalowane na czarno. Flota budziła potworny efekt, jakby ciemność powoli spowijała morze.
            Z zamyślenia wyrwały Bellatora okrzyki z pobliskiego okrętu. Spojrzał w stronę źródła hałasu i nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Statek przechylił się na prawą burtę, prawie o kąt prosty. Żołnierz nie mógł dostrzec przyczyny tej anomalii. Ani wiatr, ani fale nie były na tyle mocne, by to spowodować.
Wtem spod pochylonego statku wytrysnęła fontanna wody, obracając go całkowicie do góry dnem. Kapitanowie pobliskich jednostek rozpoczęli akcję ratunkową. Wszyscy jednak byli bardzo zdezorientowani, nikt nie wiedział, co spowodowało to dziwne zjawisko.  
Niespodziewanie na grzbiet obróconego statku wyskoczył mężczyzna w średnim wieku, ociekający wodą. Ubrany był jedynie w marynarskie spodnie, na głowie nosił chustę. Krzyk kapitana potwierdził obawy Bellatora.
-O cholera. To przecież „Śliski” Alfonso. Załoga, ognia!
-Kapitanie, przecież pod tym statkiem są nasi ludzie… – zaprotestował jeden z marynarzy.
-Zamilcz idioto. Wykonuj rozkazy, inaczej skończymy jak oni! – odpowiedział kapitan stanowczo.
Dowódcy pozostałych załóg musieli dojść do podobnego wniosku, gdyż po chwili w powietrzu zaświstały kule armatnie. Mag wody odbił się od statku, tworząc pod sobą strumień wody. Strumień ten poniósł go w powietrze i mężczyzna wylądował na burcie, tuż obok Bellatora.
-Proszę, proszę. „Czarny Żołnierz”. Mam rozkaz zostawić cię przy życiu, więc naciesz się widowiskiem.
Marynarze zaczęli uciekać pod pokład i wyskakiwać za burtę. Bellator wydobył katanę i jednym cięciem przeciął maga w pół. W miejscu ciosu wyprysnęły krople wody, pozostawiając mężczyznę bez szwanku. Alfonso pokręcił głową i spojrzał na żołnierza z rozczarowaniem.
-Nie walczyłeś nigdy z magiem, prawda? Cóż, w przyszłości też raczej nie będziesz miał okazji. A teraz stań z boku i podziwiaj. Giant Wave!
Pod powierzchnią wody zaczęła spiętrzać się ogromna fala, ściągając w swoją stronę pobliskie okręty. Po chwili wyrosła ponad wodę i ruszyła w stronę czoła floty. Statki na jej drodze zostały zatopione albo przewrócone.
            W wodzie zaroiło się od ludzi walczących o życie. Pobliskie jednostki ruszyły w stronę źródła dziwnych zjawisk, chcąc poznać ich przyczynę. Mag wody rozpoczął ostrzał magicznymi pociskami. Wodne kule łamały maszty i dziurawiły kadłuby. Krzyki bólu zostały zagłuszone przez hałas rozrywanego drewna.
            Bellator nie mógł spokojnie patrzeć na śmierć towarzyszy. Ciął maga raz za razem, choć wiedział, że to nieskuteczne. Chwycił go za rękę, ta jednak zamieniła się w strużkę wody i przepłynęła mu przez palce.
            -Nie szamocz się, jeszcze coś sobie zrobisz. Water Prison! – Alfonso uwięził żołnierza w wodnej kuli.
            Bellator bił na oślep rękoma, zaczynał się topić.
            -Ach tak, wybacz, zapomniałem – mag jednym ruchem ręki wypompował wodę z wnętrza kuli, zastępując ją powietrzem.
            Statki, które znajdowały się poza zasięgiem maga, poczęły oddalać się jak najszybciej od miejsca katastrofy. Wszyscy już wiedzieli, że podczas misji transportowej zostali zaatakowani przez „Śliskiego” Alfonso Beriro, maga wody z Cappeli, jednego z państw Bonum. Winą za to obarczali strategów, cesarskich magów oraz samego Cesarza. Nikt z nich nie spodziewał się tak szybkiego zawiązania sojuszu między Bonum a Wysokim Archipelagiem. Ten błąd kosztował Czarne Cesarstwo trzecią część floty.
            Alfonso spojrzał za burtę i odwrócił do Bellatora z uśmiechem. Za jego plecami ludzie walczyli o życie wśród szczątków statków.
-Żadnych oklasków? Przecież spektakl wybitnie się udał – zapytał, pukając w bańkę.
Bellator usiadł zrezygnowany, zakładając ręce na piersi.
-Czego chcesz ode mnie, magu?
-Ja? Niczego. Gdybym mógł zdecydować, właśnie kładłbyś się do snu z rybami. Niestety mój król stwierdził, że możesz być… użyteczny – powiedział, uśmiechając się jeszcze szerzej.
-Dlaczego nie zabijesz reszty? – żołnierz skinął głową w kierunku uciekających statków.
-Ależ ja tutaj nie przyszedłem zabijać – mag zaniósł się śmiechem. – Miałem zakraść się i porwać jednego z cesarskich dowódców. Niestety, ta część ze skradaniem nie bardzo mi się udała.
-Gdzie mnie zabierzesz?
-Nie bądź niecierpliwy, niedługo zobaczysz.
Mag wrzucił sferę do wody i sam skoczył w ślad za nią.

***

Kolejne dwa lata stanowiły czarną dziurę we wspomnieniach Bellatora. Pamiętał z nich jedynie kilka rzeczy. Pomieszczenie: salę tortur, wyposażoną w niezliczoną ilość urządzeń i narzędzi. Gdy zobaczył ją po raz pierwszy, nie znał przeznaczenia nawet jednej czwartej z nich. Gdy ją opuszczał, byłby w stanie opowiadać o każdym godzinami.
Dwie postacie: kata, mistrza w swoim fachu. Żołnierz, po jakimś czasie, potrafił docenić kunszt swojego oprawcy. Jego działania nigdy nie były przypadkowe, przed spotkaniem Bellatora musiał złamać niezliczoną ilość ludzi. Poza nim regularnie widywał jeszcze młodą uzdrowicielkę. Przychodziła, gdy poniesione obrażenia zaczynały zagrażać życiu Nigrumczyka. Z początku w jej oczach widział współczucie i chęć pomocy. Z biegiem czasu jednak w jej ruchy wkradła się rutyna i nawet najwymyślniejsze rany nie budziły jej emocji.
Ostatnią rzeczą, jaką pamiętał Bellator były pytania: „Ilu żołnierzy liczy cesarska armia?”, „Jakie są nazwiska dowódców?”, „Jakie są plany Cesarza?”, „Gdzie stacjonują główne siły?”. Żołnierz w odpowiedzi początkowo tylko krzyczał. Po jakimś czasie wycofał się wewnątrz siebie i przestał wydawać jakiekolwiek dźwięki. Nigdy nie odpowiedział na żadne z tych pytań.
Codzienność na sali tortur przerwało pojawienie się kolorowo ubranego przybysza.
-Ile czasu już milczy? – zapytał jegomość.
-To będzie już z półtora roku, panie – odpowiedział kat.
-Coś podobnego. Jak często robisz mu sesje na tych pięknych wynalazkach? – mężczyzna wskazał urządzenia tortur.
-Różnie, panie. Czasem kilka razy na miesiąc. Czasem tydzień bez przerwy. Nie chcę, żeby się przyzwyczaił.
-Słusznie. Hmm… – przybysz się zamyślił – myślisz, że w końcu coś powie?
-Wybacz panie, ale nie sądzę. Ten Nigrumczyk jest wyjątkowo twardy. Inny na jego miejscu już dawno powiedziałby nam wszystko i dodatkowo wsypał całą rodzinę.
-No cóż. Trochę szkoda go zabijać. Wiem. Sprzedaj go któremuś z lordów. Ale najpierw sprowadź kogoś, żeby go podleczył. Aha, i wytnij mu język. – zwrócił się do Bellatora – Skoro i tak milczysz, chyba już nie jest ci potrzebny.
Jeszcze tego samego dnia były żołnierz został zaprowadzony do bogato udekorowanej sali z drewnianym podestem. Był tak osłabiony, że ledwo poruszał nogami. Po krótkiej aukcji został sprzedany lordowi von Equo za niebagatelną sumę dwudziestu pięciu tysięcy dukatów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz